wtorek, 15 kwietnia 2014

Między jednym dnem a kolejnym...



Słodkie wino miało ukoić ją w tą noc. Dać spełnienie, spokój i sen. Jednak z każdym łykiem, lampką, butelką nie czuła spokoju lecz tylko gniew. W połowie trzeciej butelki ubrała się szykownie i wyszła na miasto. W końcu świat nie mógł być martwy w te święta równie jak ona.
Kraków był spokojny, utulony nocą. Nikt nie wałęsał się po mieście. Odczuła niepokój, gdy na rynku nie było żywej duszy. Przeszedł ją dreszcz, że być może w tę noc nikt nie wyszedł, że nikt nie był równie samotny jak ona.

Weszła do pobliskiego baru i zszokował ją widok. Nie spodziewała się tylu ludzi w pierwszy dzień świąt. Jednak nie zaprzątnęło jej to głowy.

Usiadła przy barze, jak miała to w zwyczaju. Zamówiła tym razem butelkę wina i poprosiła by stała ona tuż przed jej kieliszkiem. Barman zrobił zdziwione oczy jednak nic nie powiedział, bez szemrania postawił butelkę wraz z kieliszkiem i odszedł do innego klienta.

Siedziała cicho, wpatrzona w dno kieliszka rozmyślając nad wszystkim i niczym jednocześnie. Bo przecież niepotrzebne takie rozmyślania i dywagacje. Świat wirował wokół niej i nie zwracała uwagi na to, co mogłoby się stać…

Wychyliwszy ostatnią lampkę wstała niespodziewanie z miejsca i zaczęła pląsać delikatnie biodrami po sali. Dla niej nie było w pobliżu nikogo, ni żywej duszy, która mogłaby ją dostrzec. Mimo to w pewnym momencie poczuła dotyk na biodrach, pewny i stanowczy. Nie przeszkodziło jej to w robieniu tego, na co miała ochotę. Nie zwróciła uwagi na mężczyznę, tańczyła dalej. W rytm swej muzyki, swego wyobrażenia, swego świata. I nie byłoby w tym nic magicznego, niezwykłego, zdumiewającego, gdyby jej nagle bez uprzedzenia nie pocałował.

Cofnęła się trzy kroki i nie patrząc na niego wymierzyła siarczysty policzek, odwróciła się na pieńcie i odeszła do baru…

Bar był bezpieczną ostoją zaopatrzoną we wszystkie trunki jakie mogła sobie zażyczyć. Wzięła więc kolejną butelkę i tym razem wraz z kieliszkiem oddaliła się do ciemnego zaułka, do najbezpieczniejszego konta jaki zauważyła w tym pubie…wychyliła tam kolejne lampki nim zakłócono jej spokój. Był to ten sam mężczyzna, którego spoliczkowała, a mimo to nie dał za wygraną. Ona go nie skojarzyła, w końcu nie patrzyła na osobę lecz na zachowanie, on zaś wykazał wybitną ostrożność.

Spuściła gardę, gdyż dość już miała zahamowań. Alkohol zrobił swoje, zrobił to, czego pragnęła, zapomniała o świecie. Stała się czystą rządzą, niepohamowaną i nieposkromioną. Wahadło, którego nie można zatrzymać, gdy raz wpuści się je w ruch…

Nie patrząc, bo jak miała to w zwyczaju zamknęła oczy, zaczęła pochłaniać jego zapach. Słodki aż do mdłości zapach mężczyzny, któremu zależy. Zaczęła go całować, usiadła na nim okrakiem, a jej dłonie wędrowały po całym jego ciele. Nie zostawiła skrawka bez pieszczot, ni milimetra bez śliny i ciepła ust. Zszokowany siedział niby sparaliżowany aż ocknął się w tym szale i dorównał jej namiętnością. Nie minęły minuty nim weszli do taksówki nie odrywając od siebie ust i rąk. Wymamrotała adres…

W pośpiechu otwierała drzwi by móc jak najszybciej wrócić do pieszczenia muskularnego ciała. Owładnął go zapach lawendowych świec i wina. Prowadziła go w ciemności zapachem i pocałunkami, aż legli w jej łóżku…

I reszta mogłaby być milczeniem, lecz ona nienawidzi niedopowiedzeń. Rozerwała koszulę, a w ciszy guziki gruchnęły na panele wydając przeraźliwy odgłos. Nie był jej dłużny…rozerwał sukienkę, gryzł do krwi, lizał i całował każdy centymetr smukłego ciała… Tej grze nie byłoby końca, gdyby nie zapragnęła jej skończyć, dać do zrozumienia, że ma dość takiego pieszczenia, że chce czegoś ponad to… Wziął ją od tyłu, na leżąco w poszarpanych pończochach, w zbrukanej, z szyi, krwią, pościeli… w zaduchu perfum, świec, potu…wielbił jej ciało jak chciała…

Pozwoliła mu na wszystko, czego pragnął. Pozwoliła mu wziąć całą siebie. Pozwoliła mu zaspokoić swe żądze… Usiadła na łóżku i zapaliła papierosa, nawet na niego nie spojrzała. Poprosiła by wyszedł natychmiast i nie dała mu szansy na pytania…

W mieszaniu pozostał słodki zapach, zapach splecionych ciał. Rozłożyła się na łóżku i wychyliła ostatnią butelkę do dna…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz